Cyber-duchowość w cyber-przestrzeni..?

Filozofia społeczna, psychologia społeczna, etyka, antropologia kulturowa
ODPOWIEDZ
FrancisBegbie
*****
Posty: 596
Rejestracja: sob cze 23, 2007 2:00 am

Cyber-duchowość w cyber-przestrzeni..?

Post autor: FrancisBegbie »

CyberForum.edu.pl

Cyberduchowość

Grzegorz Kubiński

Religia czy cyber-religia?


Ostatnie kilkanaście lat to ciągły wzrost znaczenia i roli komputerów w świecie. Ludzie dzięki swoim maszyną, nie ruszając się z domu, utrzymują kontakt z całym światem. Rozmawiają, kupują, uczą się, pracują. Nie jest to już tylko wizją pisarzy sciencie-fiction, lecz prawdziwa rzeczywistość, rzeczywistość która sama w obie jest już rzeczywistości -rzeczywistością wirtualną. Rozwój przemysłu informatycznego a zwłaszcza Internetu, który możemy obserwować w ostatnim czasie spowodował duże zmiany w światopoglądzie człowieka. Inaczej patrzy on na świat w którym pojawiły się komputery, na świat przez nie zmieniony, gdzie jesteśmy już o krok od stworzenia maszyn inteligentnych, myślących i czujących. Jeśli zmiany w takich sferach działalności ludzkiej jak biznes, nauka, rozrywka są dzięki komputerom tak duże, że coraz częściej mówi się o nich z przedrostkiem "e-" to powstaje pytanie czy Internet spowoduje podobne zmiany w ludzkiej duchowości i religijności. Zastanawiające jest co stanie się z religią i wiarą człowieka, którego nic nie może powstrzymać przed uzyskaniem dostępu do morza informacji. Czy Internet doprowadzi do całkowitej alienacji człowieka i zerwania stosunków z religią, czy może pozwoli człowiekowi nie tylko na kontakty z innymi ludźmi lecz umożliwi także spotkanie z Bogiem? Lecz jaki będzie ten nowy Bóg i jego religia?

Odpowiedzieć na to pytanie można, patrząc na Sieć z dwóch odmiennych punktów widzenia. Umożliwi nam to wyodrębnienie w niej dwóch podstawowych wymiarów, z których pierwszy będzie obszarem informacyjnym, owa słynna "infostrada", umożliwiająca dzisiejszą, oszałamiającą prędkość życia. W tym wymiarze Sieć łączy ludzi, są oni użytkownikami komputerów, eksploatatorami narzędzi jakimi są maszyny i nie ma tu miejsca na traktowanie połączonych ze sobą komputerów jako nowej jakości. Inaczej sprawa ma się gdy podchodzimy do Internetu jako do sui generis odrębnej rzeczywistości, nowego świata, o którym wiemy tylko, że istnieje lecz tak naprawdę nie jest on nam do końca znany. Takie podejście, traktujące Sieć jako świat czy też używając modniejszego dzisiaj określenia, jako żyjący organizm lub kolektywny umysł, charakteryzuje ludzi zafascynowanych nowymi technologiami-i bynajmniej nie chodzi tu tylko o sferę informacyjna, lecz także o techniki transgeniczne, kriogeniczne, genetyczne, oraz rozmaite nanotechnoogie. Otóż techniki te �a zapewne także wiele innych, o których dzisiaj jeszcze nie mamy pojęcia - umożliwi kiedyś pełne zintegrowanie człowieka z komputerem. Wtedy dopiero będzie można mówić o prawdziwej "cyberprestrzeni", jakkolwiek określenie to, opisujące konkretną, informacyjną przestrzeń, w której zaczynają "wirtualnie" istnieć rozmaite twory człowieka, używane jest już dzisiaj.

Wykorzystanie Internetu jako interaktywnej drogi przekazywania przez kościoły oraz nowe ruchy religijne informacji i pełnej dokumentacji na temat siebie i swoich poczynań - rzecz ta dotyczy wszelkiego rodzaju oficjalnych stron religii katolickiej, protestantyzmu, islamu i innych, często nielegalnych ruchów religijnych-jest tylko jedną, zresztą najbardziej podstawową, z metod docierania do ludzi. Obecnie coraz częściej zauważa się traktowanie Sieci jako mediatora pomiędzy kapłanem a ludźmi, którzy z różnych przyczyn nie mogą spotkać się z innymi na wspólnej modlitwie, nie mogą uczęszczać do kościoła. Dla nich właśnie powstał w 1995 roku Pierwszy Wirtualny Kościół w Cyberprzestrzeni założony przez ojca Charlesa Hendersona. Stał się on miejscem umożliwiającym spotkanie ludziom wierzącym dla których Internet nie jest tylko miejscem pogaduszek i wygrzebywania niepotrzebnych nikomu wiadomości, lecz przede wszystkim możliwością podzielenia się z innymi swoją wiarą, dzień i noc czynnym "internetowym Domem Bożym", w którym spotykają się wierni. W Wirtualnym Kościele ojca Hendersona wierny może posłuchać wcześniej nagranych kazań wygłaszanych tam duchownych, posłuchać hymnów i pieśni religijnych, via chat spotkać się z kapłanami i innymi wiernymi. W każda niedziele o dziewiątej rano wszyscy spotykają się na "mszy" w "wirtualnej kaplicy". Kościół jest ekumeniczny, dysponuje on kaplicami najważniejszych religii świata takimi jak: chrześcijaństwo, buddyzm, islam, judaizm a ponadto oferuje kaplicę dla wyznawców "world religion"- eklektycznego systemu wierzeń łączącego w sobie elementy wyżej wymienionych religii wzbogaconych głównie o koncepcje Gai - Matki Ziemi. Wirtualny Kościół jak mówi sam założyciel, jest tylko eksperymentem, nie pragnie stać się prawdziwym Domem Bożym ani zagarnąć dla siebie wszystkich wierzących z "realnego świata" doprowadzając do upadku religii. Jest on tylko uzupełnieniem wiary, dodatkiem do niej. Zapełnia tę lukę w kontaktach religijnych gdzie brak możliwości porozmawiania z kimś bliskim o swoich kłopotach i troskach. Oczywiście zdania co do konieczności jego istnienia, tudzież dyskusje na temat tego czy jest to kościół prawdziwy czy tylko właśnie swego rodzaju ciekawy, lecz niesmaczny eksperyment są podzielone. Jeden z zachodnich kapłanów kościoła luterańskiego, Charles Austin, uważa iż taki pomysł nie odda tego co naprawdę dzieje podczas nabożeństwa, nie pozwoli przeżyć misterium Pańskiego siedząc w domu i wpatrując się w ekran monitora. Z drugiej strony Jan Brown, wolontariuszka organizacji Christianity Online, zdecydowanie twierdzi że taka forma wyrażania religijności jest odpowiednia. Popiera to, o dziwo, przykładem pewnej cechy Internetu bardzo krytykowane a mianowicie anonimowości. Uważa ona iż w takim "wirtualnym kościele" wierny mniej się boi, czuje się mniej spięty i zdenerwowany, niż w bezpośredniej rozmowie czy to z innym wiernym czy też z kapłanem. Anonimowość i możliwość natychmiastowego zakończenia rozmowy, bez możliwości późniejszego indagowania jest cecha dodatnie wpływającą na zainteresowanie się ludzi "wirtualnymi kościołami". Istnieje oczywiście-prócz uczęszczania na "wirtualne msze", "spowiedzi on-line" , rozmów czy studiowania Biblii i innych Świętych ksiąg - także inny sposób uczestniczenia w życiu religijnym swej wspólnoty. Chodzi tu o pomysł wydawania internetowych gazetek religijnych bez treści religijnych, który pojawił się na początku lat 90. Ta "religia bez religii" nie polega na całkowitym odcięciu się od Boga, lecz raczej na dyskretnym i nie nachalnym wzbudzaniu zainteresowania religia u osób poszukujących wiary, ateistów czy ludzi zagubionych i zawiedzionych. Takie gazetki wydawane przez parafie czy kościoły istniejące w świecie realnym-na przykład przez ojca Billa Kelley'a z parafii w stanie Huntsville lub unitariańskiego pastora Jamesa Forda- są skierowane do małej, lokalnej społeczności miasteczka, podając wydarzenia z ostatnich dni, przybliżające historie ośrodka religijnego, podając informacje o najbliższych sąsiadach. Z jednej strony informacje takie czytają wierni, którzy umacniają dzięki temu swa wspólnotową więź, a z drugiej serwisy takie przeglądają ludzie potrzebujący ciepła i kontaktów z innymi, potrzebujących akceptacji i poczucia bycia w grupie. Mimo sporów i nieporozumień, co do jednego wszyscy są zgodni: wszechdostępność Internetu powoduje, że jak wyraził to ojciec Henderson, jest to "najpotężniejsze narzędzie ewangelizacji jakim dysponujemy".

Patrząc na Internet z drugiego, wcześniej opisanego punktu widzenia, zauważymy rozwijający się w nim inny, religijny czy quasi-religijny fenomen określany przez swoich twórców jako "cyberduchowość". Zjawisko to jest czymś dużo potężniejszym i silniejszym niż "religia w sieci". "Cyberduchowość" jawi się jako swoisty rodzaj poszukiwania religijnego, nakierowanego na spotkanie z Bogiem, lecz z Bogiem nieokreślonym żadna instytucjonalna formą religii, żadną istniejącą i tradycyjna świętą księgą. Mimo że widać pewne związki "cyberduchowości" z "religia świata" takie jak pojmowanie świata jako jednego, żyjącego i czującego organizmu, łączność wszystkich istot żyjących, istnienie wszechprzenikającego, miłosiernego Boga � zarówno męskiej jak i żeńskiej płci, to jednak "cyberduchowość" jest zjawiskiem specyficznym. Odwołując się do starych ksiąg gnostyckich, kabalistycznych, do tradycji wschodnich, a także do chrześcijaństwa i islamu owa religia widzi je przez pryzmat Sieci. Istotą tej nowej wiary jest "cyberself"-"cyber-jażń" opisywana jako stały, trwały lecz nieuchwytny fenomen wypełniający całą "cyberprzestrzeń" będącą z kolei � jak mówi twórca założonej w 1995 roku "cyberduchowej" organizacji o nazwie New Civilisation � technologicznym urzeczywistnieniem naszej wspólnej, wzrastającej świadomości duchowej. SpiriTech, New Organization czy One Light, Many Visions to internetowe organizacje "cyberduchowe", publikujące teksty programowe nowej duchowości. Pojawia się w nich nowe słownictwo, dopiero co ukute neologizmy dzięki którym opisywane są stany duchowe i umysłowe członków. Wynika z nich wyraźnie gorące pragnienie połączenia niesamowitych osiągnięć dzisiejszej nauki z mądrością starych, tysiące lat liczących pism i systemów duchowych. Znajdujemy tu umieszczone obok siebie sztuczna inteligencję i gnostycką Pleromę, komputerową terminologie i Boga, komputery i dusze. Wszystko to łączy się w niesamowity węzeł, nie dający się rozplatać lecz także i nie wymagający jego przecięcia. Chaos i eklektyzm buduje tę nową wiarę, wiarę że oto możliwe jest odnalezienie Boga w "cyberprzestreni" jak pisze Denis Cormier w swoim artykule: "CyberDuchowość: Poszukiwanie Boga w Cyberprzestrzeni", wiarę w to że tysiące kilometrów światłowodów, miliony hubów, routerów, serwerów i terminali to nie tylko zbieranina martwych maszyn lecz żywy, twórczy umysł, Umysł wytworzony przez umysły ludzkie, lecz je przerastający i dużo bardziej potężniejszy � �cyberself". Oczywiście wiara ta nie istniała by bez swoich nauczycieli, wizjonerów i nie bójmy się tego słowa proroków, mimo że oczywiście terminy te należy rozumieć zupełnie inaczej niż przyzwyczaiła nas do tego nasza, judeo - chrześcijańska tradycja. Nauczyciele "cyberduchowości" to w dużym stopniu naukowcy - kapłani dzisiejszego świata. W śród nich można wymienić specjalistę od teorii chaosu Johna Gleicka, fizyka Davida Bohma, biologów Georgy Batesona, Jamesa Lovelocka, Lecz pojawiają się także specjaliści innych dziedzin: katolicki jezuita, filozof i naukowiec Pierre Teilhard de Chardin, pisarz Arthur Koestler czy poeta, autor "Skończonych i Nieskończonych Gier" James Carse a także określający siebie jako "szamanolog" i "entofarmakolog" Terence McKenna. To właśnie idee tych wszystkich osób tworzą coś co określa się jako "cyberduchowość", nową religię jaka pojawiła się w krainie zwanej Cyberią.

Można zatem powiedzieć, że Internetu nie można już traktować jako medium. Jest to twór nabierający coraz więcej cech realnego świata. Staje się on kraina po której można nie tylko "surfować" za potrzebna informacją, lecz w pełni istniejącym światem wyposażonym w zdolność do wytworzenia własnej duchowości. I nie ma tu znaczenia, że ową "duchowość sieci" tworzą ludzie, gdyż choć dziś rzeczywiście tak jest, trudno przewidzieć, co stanie się gdy maszyny naprawdę zaczną myśleć. Czy stworzą własny świat, własna religię i własną duchowość? Dopiero bowiem, gdy to osiągną będzie można powiedzieć z posiadają umysł. Człowiek natomiast i tak pozostanie tym kim jest obecnie, istotą duchową i religijną, poszukującą czegoś Nieznanego. Przekraczającą wszelkie granice, nawet swe własne, biologiczne ograniczenia, by tylko spotkać się z Absolutem, którego szukał już tak długo i na tak wiele różnych sposobów. Lecz jak napisał, Jeremy Gluck, członek SpiriTech, nie odkryjemy natury Stworzenia i Stworzyciela, póki sami nie staniemy się Mu podobni. Naszymi dziełami są maszyny, więc może to dzięki nim właśnie poznamy Niepoznawalne.
Uważam, że tekst całkiem ciekawy, mi się jednak on objawia trochę w utopijny sposób - jak dla mnie trochę nad wyraz traktowany jest ten element duchowości maszyn - za czas jakiś, w ogóle wybieganie tak daleko w przyszłość.

Nie mniej jednak - co sądzicie o Cyberduchowości? jak Wy to odbieracie, jak patrzycie się na przedsięwzięcia religijne w internecie(wspomniany wirtualny kościół) - a także - czy przemawia do Was coś takiego jak cyberduchowość - rola "poroków-naukowców etc" - a także czy to wg. Was nowa religia? idea życiowa? czy po prostu pełniejsza forma korzystania z tak sprzyjającego medium odbiorcom-i-nadawcom - jakim jest internet?

Co z religijnością w sieci? co ze spowiedziami w sieci... co z tą całą atmosferą w ogromnym kościele w całym klimacie, ciszą... i modlitwą..
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Dla kogo ostatni bilet na internet

Post autor: Xylomena »

Niektóre wielkości na tym świecie są złudne, choć obecny stan wiedzy o tym nie wie, a niektóre przekreślane przez naukę. Do tych drugich należy internet, więc nie wiem czy jest sens rozwodzić się nad jego znaczeniem jako ośrodkiem religijnym, aczkolwiek temat mnie łechce, bo pamiętam z młodości przepowiednie Nostradamusa...

Raporty, studia i analizy międzynarodowej organizacji gospodarczej OECD , która stanowi swoiste zaplecze intelektualne dyskursów globalnych i wyznacza strategie mające przeciwdziałać prognozowanym katastrofom z obszaru gospodarczego i społecznego, potrafią wskazywać zaskakujące perspektywy dziedzin życia kojarzonych jedynie z rozwojem. Wśród pociągów, których tory są za krótkie, wskazywany jest właśnie internet.
Zabawka wymyślona kiedyś do komunikacji elitarnej w ramach potrzeb wojskowych ma zakończyć żywot z powodu przewidywanej hermetyczności, niezdolności rozdawania adresów IP wszystkim chętnym dłużej niż do ok. 1011 r.. Co zrobi z internetem skończona ilość administratorów? Zawiąże unię, przejmie władzę nad przepływem informacji, ogłosi się bogami, czy tylko zacznie przepisywać adresy IP w testamencie jako najwyższe dobro majątkowe, gdy związane z dostępem do internetu? A może cyborgi wiedziały to od początku ;) i internet nigdy nie trafiał do ludzi przypadkowych?
Według OECD już obecnie istnieją rejony na świecie, gdzie uzyskanie adresu IP jest niemożliwe. W statystyce globalne zasoby adresowe wyczerpane są do wysokości 85%.
Wraz z ogłoszeniem tego kryzysu koniec może być nawet szybszy niż za trzy lata. Przyśpieszony do jednego roku. Szacunki na temat wartości, atrakcyjności produktu o skończonej funkcjonalności jak na razie nie istnieją, ponieważ jego zastosowania w nowej ramie są nie do przewidzenia. Wśród spodziewanych wad wynikających z zapełnienia internetu wskazuje się na powolność przesyłu danych.

Czy w takiej perspektywie należy się obawiać jakiegokolwiek znaczenia internetu?
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
FrancisBegbie
*****
Posty: 596
Rejestracja: sob cze 23, 2007 2:00 am

Post autor: FrancisBegbie »

W dobie tak wysoce rozwiniętej myśli technologicznej - argumenty przytoczone za skończonością internetu, jego hermetyzacji etc - w ogóle do mnie nie przemawiają :-) Jednak aspekt przyszłościowy egzystencji e-sieci - jest nieco innym tematem.

Cyberduchowość - w przytoczonym sensie można już zauważać. Sam fakt powstawania takiej idei. Popatrzmy się na przykład dwóch światów - wirtualnego i realnego(jakkolwiek to tłumacząc, bez wyczerpującej definicji jednego jak i drugiego).

Jeszcze nie tak dawno zauważyć mogliśmy sypiące się strumieniami epitety w stronę naszego rozmówcy - że siedzi przed szklanym oknem na świat, inny świat i nic poza tym nie widzi, że zatraca się typowa interakcja gdzie istnieje coś takiego jak kontakt face-to-face bez pośrednictwa - nie rozpisując się w przykładach - konluzja prowadzi do jednego - zauważaliśmy, że wyodrebnił się inny świat. Typowe czynności wykonywane dotychczas na jednej płaszczyźnie - były już zauważalne w tej innej - wirtualnej...

Co dalej? wydawałoby się, że to jest ta wirtualna przestrzeń/świat - jednak teraz - człowiek zauważa coś jeszcze, sięga dalej w możliwości technologiczne - to już nie wystarczy.

Tworzenie od lat budowanych na pieczołowicie strzeżonych zasadach świątyń - w sposób bardzo świecki, racjonalny - sprzeczny z duchowością, religijnością. Zmienia się religia? religijność czy zmienia się człowiek/świat?

Czy następuje połączenie dwóch rozbieżnych biegunów - religii i rozumu? Wreszcie znajduje się konsensus? czy po prostu powraca kolejny raz?

Zauważyć można w sieci i wytworach sieci fetyszyzm? wartość dodana kolejny raz do wydawałoby się martwego przedmiotu? Efekt synergii zostaje przerzucony z nauk ścisłych - z nauki - do życia codziennego do jednego z jego aspektów - religii czy też religijności..

Niegdyś kapłani - w tradycyjnym, religijnym słowa tego znaczeniu - byli uważani za guru - głównie ze względu na ich "mądrość" - teraz? mądrością tą charakteryzują się ludzie umysłu, nauk - inżynierowie, eksperci IT, myśliciele - to oni przyjmują miano współczesnego guru mass.

To wszystko zaczyna się gryźć - albo wreszcie uzupełniać? czy de facto to internet? czy po prostu internet jest w tym momencie najbardziej zauważalną przyczyną tych przemian?

Religia, duch, wiara - jest z człowiekiem od zawsze i nigdy go nie opuści, zmiana rzeczywistości wymusza zmianę formy a nawet treści duchowości religijności? tj. wszelkie czynniki świeckie, stricte naukowe - wzrost ich znaczenia poprzez zwiększanie świadomości ludzkiej - bezprecedensową konieczność występowania ducha,wiary,religii - zmienia treść i/lub formę?

Co jest ważne - można zauważyć, że sprowadza się to do jednej religii świata?:) czy może to kolejny, widoczny efekt globalizacji? Uniformizacja dotyka także takie aspektu ludzkości jak religia?
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Nie dość, że czymś się zacząłeś dopalać przed siadaniem do klawiatury (bez obrazy, chodzi tylko o wybujały rozmach nie w Twoim stylu), to masakrycznie idealizujesz:
Niegdyś kapłani - w tradycyjnym, religijnym słowa tego znaczeniu - byli uważani za guru - głównie ze względu na ich "mądrość" - teraz? mądrością tą charakteryzują się ludzie umysłu, nauk - inżynierowie, eksperci IT, myśliciele - to oni przyjmują miano współczesnego guru mass.
Komu kto jest guru, to jest i nie są to kwestie podlegające takim prostym uogólnieniom, chociaż jak najbardziej jestem za tym, aby śmiało oceniać społeczeństwo podług siebie, bo tylko to, co ujawnione można weryfikować.
Po pierwsze jest dosyć naturalne, że każda wiedza specjalistyczna, wysublimowana rzuca na kolana i człowiek prędzej pomyśli, że mądre jest to czego nie rozumie, niż to co rozumie doskonale. Dumą napawają go takie myśli innych, których doścignąć nie może, a nie własne. Jak nie umie zbudować rakiety, czy samochodu to podziwia rakietę i jest dumny za cały gatunek. Jak nie rozumie, że skanowanie programu antywirusowego, czy aktualizacje, które mu ktoś ustawił na godzinę jedenastą nie wymagają codziennego biegania do komputera o 11 aby go włączyć, to zamienia się w niewolnika tego sprzętu, który nie wyjeżdża na urlop, nie wyjdzie do sklepu, tylko będzie warował przy tym codziennie o 11 (moja mama).
Nie neguję wartości techniki, wartości przedmiotów, ani nie piszę o tym, że ja wszystko wiem.
Każdy ma w sobie obszary ignorancji stanowiące różnice wiedzy między ludźmi, która manifestuje się w wytwarzanych przedmiotach, a służenie przedmiotom bez względu na to czy to jest mycie samochodu, sprzątanie domu, czy współpraca z komputerem według własnego intelektu i ustawienia hierarchii na zasadach całkiem seksualnych - kto komu ma dogadzać, nie wynika z duchowości bardziej, niż mycie zębów.
Ludzie wokół prostych przedmiotów potrafią budować tajemnice: kamieni, obrazów, szczątek ludzkich, drzew, preparatów do zażywania jako leki, więc jak mi ktoś na broń niszczącą programy komputerowe firm i jej skutki uboczne powie wirus, czy jeszcze jakoś, pozostawiając niedopowiedzianym skąd to się mogło wziąć, to jestem gotowa uruchamiać wyobraźnię, że to maszyna chce żyć swoim życiem. Jak ktoś przed wpuszczeniem mnie do napisania paru słów w takiej czy innej witrynie, wypisuje, że po takim czy innym kodzie zweryfikuje, czy ja nie jestem robotem lub jakimś innym cyborgiem, to gotowa jestem myśleć - o roboty chcą się włamywać do robotów, żeby je opanować 8O
Poza tym wykorzystywanie każdego przedmiotu do dominacji nad drugim człowiekiem jest związane z przekleństwem dominowanego, stąd skłonność ludzi do bania się materii (świadomość bania z istnienia duszy). To nie musi być przedmiot nazywany wprost bronią. Jeżeli jeden je (materia), a drugi z braku pożywienia umiera, wówczas to co było zjedzone urasta do narzędzia dominacji i zresztą według obrotu handlowego nie jest niczym innym, nie stanowi żadnego przedmiotu podziału i wzajemnego miłowania, tylko broń. Dlaczego inaczej miałoby być z internetem? Ma takie samo znamię zła jak każda materia (wykorzystywanie do dominowania), tylko że człowiek dla usprawiedliwiania samego siebie, dla zacierania poczucia swojej żądzy gotowy jest mianować go na zły byt samoistny, który go zmusił do służenia.
TO MASOCHIZM
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
FrancisBegbie
*****
Posty: 596
Rejestracja: sob cze 23, 2007 2:00 am

Post autor: FrancisBegbie »

Jeżeli odebrałaś moją wypowiedź w negatywnym świetle, to źle - ja nie oceniam tych wszystkich zmian w sposób negatywny. Jak dobrze nam wiadomo, każde zjawisko społeczne uwarunkowane jest szeregiem czynników, które charakteryzują się czymś innym (lub tym samym i innym).

Jasne - można tutaj mówić, jak i chyba we wszystkich przykładach, które przytoczyłaś - że internet może służyć jako broń (a... i kwestia guru - ja nie mam żadnego autorytetu - chyba ;-/ - dlatego nie mówię, że eksperci z dziedziny IT są dla mnie złotymi bożkami - po prostu uogólniam to; po to, by można było przedstawić zmiany jakimi podlegają masy).

Ja tutaj jednak chciałbym poruszyć nieco inny element. Sama koncepcja internetu jest w tym rozważaniu mało ważna. Internet to tylko środek, którym mogłoby być całkiem coś innego (no, ale w tej chwili nie jest ). Kto wie jak się rozwinie społeczeństwo sieciowe, kto wie - może internet nie będzie już takim jednym z bardziej zauważalnych przykładów sieci w sieci, dlatego chciałbym abyśmy tutaj abstrahowali od internetu, a skupili się na meritum - duchowości..

Internet - powiedzmy, że temat już wygadany: co, jak i dlaczego - ludzie chłoną .

... jednak, dlaczego taką rolę odgrywa to w naszym życiu, dlaczego "buduje" się konfesjo-chaty, e-Świątynie, aż w końcu - dlaczego to, co ludziom wystarczyło - już nie wystarcza? Dlaczego ludzie zaczynają odchodzić od tej duchowości, która miała właśnie to coś w sobie, była tym przeżywaniem - a zaczyna się myśleć całkiem inaczej?

Racjonalność wchodzi w grę, czy to po prostu, kolejny garb sinusoidy? który po pewnym czasie przeistoczy się w dołek?
( http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,446 ... .w.Nigerii )

Czy właśnie wzrost racjonalnego myślenia powoduje, to że ludzie faktycznie zaczynają odchodzić od religii, religijności i swojej duchowości - przeistaczając duchowość w duchowość materialną, przekładając materię nad czymś bardziej trwałym? W dobie - mieć, nie - być, aby być, trzeba mieć to coś, co ma duszę, oprócz ceny, ma także znaczenie - szersze...

Czy nie jest to tak, jak ze złotym bożkiem Aarona? Nadzieja ludzi nad czymś nienamacalnym legła w gruzach, a odbudowana zostaje pod czymś co się świeci, jest super, kul? Co wybucha, lata, świeci... :)?

...to wszystko po to, aby ludzie zastanowili się nad sobą? i nastała degradacja częściowa sinusoidy, w której za czas jakiś regres zanotuje religia, religijność i "pełna duchowość"? :)

Czy po prostu - skończą się na przemian etapy oświecenia i romantyzmu z wszystkimi Chrystusami narodu etc.? a wzrost umysłu będziemy odnotowywać z każdym rokiem coraz prężniej...


Oczywiście może być różnie, trochę wyidealizowane to jest - nawet bardzo. Niemniej jednak - jasną rzeczą jest, że ludzie potrzebują: chwilowego przystanku, zadumy. Szczególnie, gdy czas płynie coraz szybciej. Religia - z całą swoją egzystencją - jest potrzebna człowiekowi, bo zawsze była, chociażby do tego, aby wytłumaczyć to, czego naukowcy nie potrafią...

Innym tematem może być to, że księża (patrząc tylko na przykład katolicyzmu, czy szerzej - chrześcijaństwa) chcą za wszelką cenę utrzymywać jak najwięcej wiernych. Do jak największych populacji docierają wszystkim czym tylko się da. Rozumiem, że jest tutaj właśnie pewna elastyczność w dostosowywaniu się do realiów, bo po co komuś religia, która ni jak się ma do rzeczywistości. Ale z drugiej strony, czy aby to wszystko nie jest przesadą? Po co mi spowiedź przez chat, skoro mogę zrobić to samo siedząc samemu w zaciszu mojego pokoju...
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Proponuję rozkminić ten temat mniejszymi krokami. Ja, póki co, nigdzie nie uciekam, a jak tu jeszcze Ritter wypatrzy ten temat z jakiego urlopu (czy gdzie tam jest - co powoduje jego tymczasową niebytność), to będziemy mieli zalew dotyczący rodzajów duchowości w odniesieniu do internetu i bez internetu, materii i antymaterii.

Od tyłu do przodu. Jak mi ktoś pisze o spowiedzi alternatywnej do chatowej, a mającej polegać na siedzeniu we własnym pokoju, to znowu zaczynam podejrzewać, że sobie coś łyknął (przynajmniej parę słów wyjaśnień). Bo nie wiem, czy on myśli o spowiedzi jako kierowaniu swoich myśli (lub słów) do Boga w niebie, czy on myśli o spowiedzi jako każdej rozmowie z drugim człowiekiem.
Wojna o spowiedź, kto komu ma coś wyjaśniać, o czymś opowiadać, z kim rozmawiać, to wojna o więź, o czyszczenie jej. Kiedy mąż bardziej potrzebuje kochanki, niż żony, to wcale jej się nie tłumaczy z tego, co tam robi z tą drugą. Jeżeli jakiś człowiek przestaje się liczyć z innym, to nie tłumaczy, dlaczego zawiódł nie przychodząc na umówione spotkanie, nie oddając długu, jak obiecywał itd.
Przeciwnie jest z potrzebą więzi - nie sposób tworzyć tajemnice, ignorować ludzi, których się kocha. Kochanie to oddanie się w czyjeś ręce, sądy, bezgranicznie, a już na pewno nie okłamywanie osoby kochanej.
Spowiednik (niekoniecznie ksiądz, bo i mnich, czy teoretycznie nawet osoba świecka) jest ustanowiony w Kościele po to, aby to więź z nim była największa, żeby to on był kochany przed wszystkimi innymi. No i oczywiście napotyka to krytyki: w Kościele, poza Kościołem, wśród niewierzących, w różnych odłamach chrześcijaństwa, które bądź rozwiązały to inaczej (spowiedź powszechna na mszy), bądź nigdy nie przyjęły formalizacji spowiedzi, że oto mamy korzystać z takich, a nie wszelkich osób w Kościele (to w gruncie rzeczy jest nowy wynalazek, chociaż nie aż tak jak internet).
Mogę się więc dowiedzieć, czym dla Ciebie jest spowiedź?
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
FrancisBegbie
*****
Posty: 596
Rejestracja: sob cze 23, 2007 2:00 am

Post autor: FrancisBegbie »

Ustosunkuję się do ostatniego i pierwszego - wniosku? pytania?

- łyknąć nie łyknąłem już chyba od 4 dni...

- spowiedź? czym jest dla mnie? - właśnie nie wiem. Jeszcze nie tak dawno inaczej na to patrzyłem. Jednak po ostatnich dwóch spowiedziach stwierdziłem, że jest to beznadziejne... Szczególnie po tych ostatnich - nie do końca byłem pewien, czy ksiądz słuchał mnie i to, co chciałem mu powiedzieć, z czym chciałem się podzielić...

Dlatego - dla mnie rozmowa z samym sobą na spokojnie, czuje, że daje mi więcej, niż słuchanie księdza, który do końca nie wiem, czy słuchał mnie wcześniej..

Nie miałem do czynienia ze spowiedzią online - może to da więcej? np. umawianie się z księdzem na skype - ciekawe...


PS: Swoją drogą miałem znajomego, który był innego wyznania niż ja (nie pamiętam już co to było) - nie mniej jednak... ciekawe to było, bo mówił mi, że on spowiada się co jakiś czas - i rozmawia "bezpośrednio" z Bogiem - w zaciszu...
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Gdybym starała się Ciebie poznac przez pryzmat tego jak traktuje Cię ksiądz (co piszesz o tym traktowaniu, bo może to byc wydumane na potrzeby samousprawiedliwienia) i zakładając, że ksiądz nie popełnia błędów, to najważniejszą informacją jaką teraz uzyskałam jest to, że nie masz skłonności do słuchania ludzi. Otrzymujesz od księdza to, co dajesz, a skoro nie otrzymujesz uwagi, to także jej nie poświęcasz.
Tym samym - im więcej tu napiszę, z tym mniejszą uwagą przeczytasz... Ale spróbujmy.

W sprawie spowiedzi. Nikt Ci nie zabroni uważac za nią wewnętrzną refleksję nad sobą (sam rachunek sumienia) i oczekiwanie, że odezwie się na to Bóg... Tym niemniej, co wówczas jest Twoim medium (komunikatorem)? Twoje ciało? Powietrze? Czy istniałby powód, aby do któregoś z nich dokładac internet jako medium mogące kształtowac duchowośc? I jak wówczas pojmowac genezę słowa - spowiedź? Sobiepowiedz ?
W życiu zetknęłam się z negowaniem różnych mediów. Zarówno internetu, ciała jak i powietrza... Nad tym ostatnim nawet próbowałam dyskutowac z księdzem wczoraj, czy przedwczoraj - co złego jest w powietrzu, że ludzie ułożyli przeciwko niemu modlitwę, aby od niego Bóg ich uwolnił, zamiast zatykac sobie nosy i nie korzystac z tego powietrza, nie zawracac Bogu głowy wytworzeniem świata (na nowo?) bez powietrza. Bo jest taka modlitwa ze słowami :"Od powietrza, głodu, ognia i wojny, zachowaj nas Panie". Ksiądz nie przyznał mi racji, tłumaczac, że ludzie świadomi o czym jest ta modlitwa, modlą się zawsze dobrze. Pod pojęciem powietrza należy wyobrazac sobie zarazki chorobotwórcze i już modlitwa o kataklizm zamienia się w modlitwę o dobro dla ludzi...
Wynikałoby z tego, że żadne słowa człowieka nie mają znaczenia, tylko to jak on je rozumie.
Jeżeli człowiek przeklina powietrze widząc w nim nośnik chorób, to Bóg znający serce głupiego człowieka nie ma usunąc powietrza, ale choroby ze świata. Jeżeli człowiek przeklina internet widzac w nim diabła, to Bóg nie ma usunąc internetu, ale diabła. A jeżeli człowiek przeklina swoje ciało jako źródło grzechu, to co ma usunąc Bóg? To, co usunął... Mówi się, że Jezus zgładził grzechy świata.
Przyjmując, że w istocie tak działa Bóg, a więc, że liczą się dla Niego tylko ludzkie zamysły i intencje, tym co stoi na przeszkodzie w spełnianiu ludzkich potrzeb są sprzeczności owych zamysłów. I tu jako klucz ma działac świętośc proszącego, niewinnośc. Stąd ilekroc coś się człowiekowi nie uklada, zachodzi po rozum do głowy - a co ja złego zrobiłem, że to nie na moim stanęło, albo że doświadczam jakiegoś utrapienia.
Taki powód rachunków sumienia jest u ludzi najczęstszy. Ilekroc ocenią po nim, że widzą w sobie tylko niewinnośc, bądź jakąś lepszośc, która powinna była przebic innych ludzi, niepowodzenia wykorzystują do zanegowania sprawiedliwości Boga, jego istnienia w ogóle. Takiej sprawiedliwości nie szukaliby, nie rozpamiętywali, mając na względzie, że najbardziej niewinny z ludzi został przez pozostałych ukrzyżowany...
Refleksja nad sobą i własnym postępowaniem, która szuka odniesień do widzialnych znaków łaski Boga, do skutków mających byc wynikiem mocy człowieka jest tylko próżnością. Trudno wyobrazic sobie po niej dobrą spowiedź, dlatego te wzory rachunków sumienia polegające ma odniesieniach do przestrzegania 10 przykazań, chyba nie są takie tragiczne?
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
FrancisBegbie
*****
Posty: 596
Rejestracja: sob cze 23, 2007 2:00 am

Post autor: FrancisBegbie »

Taka dyskusja nie ma sensu...
1. Sprzeczność logiczna w tym przypadku polega na tym, że atakujesz rozmówce - a to jest bezsensu. Konfrontować należy argumenty - a nie osobę. Epitety typu: Łyknąłeś? Nie słuchałeś - odnoszą się do osoby nie do wypowiedzi.

2. A moja konfrontacja odnosi się do Twojej wypowiedzi: Nie piszesz na temat :-)

Tutaj nie może być wartościowania - dobre, złe - bo nie nam to oceniać, ale czy spełnia to swoją funkcję.

I na przykładzie: Jeżeli ludzie nie widzą sensu w spowiedzi z księdzem face-to-face w w konfensjonale - to po co człowiekowi taka spowiedź? Jeżeli Kościół jest elestyczny i zmienia się, to widocznie zmieniać się musi.

Akurat analiza Pisma Świętego - jest nie na miejscu, bo jest ono na tyle ogólne i oderwane od współczesności, że można sobie tam na prawdę znaleźć wiele wątków, które będą wykorzystywane przeciwko ludzkości.. (przykład przytoczony fragment modlitwy - mogę to zinterpretować sobie na 100 sposobów - i co z tego, jak mam się słuchać tego, co powie mi mentor -bo tak jest ok..)

PS: Twoje zapędy psychologiczne są tutaj na prawdę niepotrzebne...
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Niewątpliwie żadna dyskusja nie ma sensu, gdy ktoś czuje się nią osądzany.
Nie ma o czym i jakim językiem rozmawiać z człowiekiem, którego się nie rozumie i nie chce znać.
Bez znajomości psychologii nie da się ocenić możliwości oddziaływania na człowieka czegokolwiek (drugiego człowieka, organizacji, urządzeń itp., co niby jest tu przedmiotem rozważania).
Nie wiem, czym różni się sprzeczność logiczna od sprzeczności nielogicznej. A gdy całkiem czym innym jest dla mnie - epitet - niż dla mojego rozmówcy, tudzież większość pojęć, którymi operuje, to za całkiem sensowne uważam wypracowanie wspólnego pojęciownika, kodu językowego.
Dzięki za info o tym, co nie może być zawarte w dyskusji sensownej:
Tutaj nie może być wartościowania - dobre, złe - bo nie nam to oceniać, ale czy spełnia to swoją funkcję.
Jakie "to" mam ocenić (nie ważne czy z wartościowaniem na dobre i złe, czy bez wartościowania) pod względem spełniania funkcji swoich?
Wśród znalezionych w niniejszym temacie (w otwierającym poście) ni to pytań, ni zamyśleń wypatrzyłam następujący przedmiot:
Co z religijnością w sieci? co ze spowiedziami w sieci... co z tą całą atmosferą w ogromnym kościele w całym klimacie, ciszą... i modlitwą..
Będę wiedziała, co z religijnością w sieci, jak będę wiedziała, co to jest religijność dla mnie, bądź czym jest dla kogokolwiek (np. dla mojego rozmówcy). Będę wiedziała, co ze spowiedziami w sieci (dobrze, czy źle; są funkcjonalne, czy niefunkcjonalne), jak będę wiedziała czym są, do czego mają zmierzać. Czy mogą mieć wiele celów, czy tylko jeden słuszny?
Z oceną stanu, czy choćby tylko wyodrębnieniem całej reszty (atmosfery, klimatu, ciszy i modlitwy) mogę sobie nie poradzić, ale może przynajmniej nikt nie uzna tego za analizę nie na miejscu, że za sensem jakiejś modlitwy zechcę nadążyć (nic mi nie wiadomo, że zaczerpniętej z Pisma Świętego), żeby pojąć na czym polega istota modlenia się.

Przedstawiasz bardzo długi tekst cytowany, w którym autor wyodrębnia pojęcie tzw. cyberduchowosci i wiedzie rozprawkę, czy jest to twór na podobieństwo nowego ubrania, czy nowego człowieka, bo sam nie może się zdecydować...
Nie lepiej z Twoją jasnością widzenia tematu, bo jak dla Ciebie "nad wyraz traktowany jest ten element duchowości maszyn - za czas jakiś, w ogóle wybieganie tak daleko w przyszłość". Nad wyraz jak? Który element duchowości maszyn? Przyszły? I co z tym wybieganiem w przyszłość? Masz coś przeciwko? Niefunkcjonalne, czy niedobre lub przeciwnie?

Pewnie że do takiego zamotania można dołączyć głos Jedyny Merytoryczny i Słuszny - jak rozumiem już według Twoich wytycznych - "A, to ja też nic z tego nie rozumiem..."
Tylko po co? A może w tym temacie jednak idzie o czymś przesądzić, a nie jedynie potakiwać Tobie, że to niepojęte?
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
ODPOWIEDZ