Serwis własności nieposiadanej

gdzie studiować i dlaczego socjologię, gdzie zdobyć dodatkową wiedzę socjologiczną
ODPOWIEDZ
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Serwis własności nieposiadanej

Post autor: Xylomena »

"Serwis własności intelektualnej", to szumna nazwa witrynki, która sprzedaje prace licencjackie i magisterskie, a nawet zaliczeniowe (przy okazji też opłaca u nas swój link).
Ciekawe, gdyby ktoś utworzył "Serwis własności materialnej" w ich rozumieniu, to jakie byłyby to usługi? Wyposażaliby mnie w mienie, którego jeszcze nie posiadam...
No i tu zaczyna się mój problem, bo to akurat jest na porządku dziennym, żeby za coś co się chce mieć - płacić.
To jest coś złego czy - nie, w tym co robią "uczynni" nauczyciele akademicy dla studentów, na zamówienie których nie tylko uruchamiają szkoły, ale których karierę pielęgnują aż tak indywidualnie?
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
Ritter
*****
Posty: 610
Rejestracja: pn cze 25, 2007 2:00 am
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Ritter »

No cóż, rozmawialiśmy już kiedyś na podobny temat:

http://socjologia.pl/modules.php?name=F ... opic&t=967

Pozdrawiam
Stirlitz idąc przez Unter den Linden zauważył człowieka zamalowującego napis na ścianie.
Moderator - pomyślał Stirlitz.
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Przeczytałam, dziekuję za link. Twarda dyskusja - nikt nikogo nie przekonał i jeszcze było nieprzyjemnie jakoś.

Ale wokół tego problemu możnaby dużo, dużo więcej, niż tylko czy zaliczamy się do tych co by skorzystali, czy do tych co nigdy.
Rozmawiałam dzisiaj w pracy (w dziekanacie) podczas śniadania (nauczyciele nie mają swojego pokoju, więc co zaradniejsze osoby pchają się w tym celu do nas) z dwiema bardzo różnymi nauczycielkami o takich usługach, o wartości prac dyplomowych i ogólnie o rdzewieniu nauki, która za niedlugo chyba jednak wyląduje na śmietniku (przejdzie do historii).
Jedna zaczęła od tego, że nie może namówić swojego leniwego seminarzysty do przepisania czyjejś książki sprzed dziesięciu lat jako pracy dyplomowej ("100% bezpiecznej, bo takich staroci nie ma w internecie"), ponieważ student ów wolałby kopiować z internetu, albo zmusić ją samą do napisania za niego.
A druga, że w ogóle żadna z tych prac nie ma wartości, bo to tylko radosny obieg tych samych prac od lat w obrębie kierunku, ponieważ dopiero na poziomie doktorskim jest obowiązek publikacyjny. Jako dowód opowiedziała mi przypadek, kiedy praca dla której była promotorem w jednej uczelni wróciła do niej w całkiem innej szkole jako do recenzenta.
Wysłuchując takich opowieści o tym czym jest zdobywanie tzw. wykształcenia można się zastanawiać co jest lepsze - "solidaryzm społeczny" polegający na wzajemnym wspieraniu przeciw nauce (ale dla lepszego statusu, szans na pracę pojedynczych ludzi, a więc ich dobra...) wszelkimi sposobami, czy jej "serwis".
A ileż zawiści wokół tej całej twórczości naukowej, która ciągnie się już do śmierci nauczyciela (zawiść, nie - twrórczość), to można zwątpić.
Bo chciałoby się myśleć, że im mądrzejsi ludzie, tym większego powinni być ducha, a ni cholery nie idzie to w parze. To wydłubywanie oczów niczym się nie różni od relacji pań sklepowych w sklepie, które codziennie oglądam po pracy lub pań księgowych w szkole. Nauka nie potrafi wydobywać z człowieka nic dobrego!
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
Ritter
*****
Posty: 610
Rejestracja: pn cze 25, 2007 2:00 am
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Ritter »

Na portalu wiadomosci24 pojawił się artykuł Adama Kożuchowskiego pt. "Dyplom mgr o kant d... potłuc".

Zachęcam do przeczytania. :wink:

http://www.wiadomosci24.pl/artykul/dypl ... 91826.html
Stirlitz idąc przez Unter den Linden zauważył człowieka zamalowującego napis na ścianie.
Moderator - pomyślał Stirlitz.
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Zawsze, gdy ktoś potrafi wysłowić się w prostych zdaniach, to popadam w kompleksy, że takiego w odróżnieniu ode mnie, zrozumie każdy (maszyny pokazują, że mój standard, to 16 słów w zdaniu 8O ). I to już chyba świadczy o tym, że aż tak źle jak opisuje, to go nie wykształcono... Tylko ten wygląd ma nieciekawy.
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
FrancisBegbie
*****
Posty: 596
Rejestracja: sob cze 23, 2007 2:00 am

Post autor: FrancisBegbie »

Ostatnio byłem na policji, zostałem wezwany do złożenia zeznań jako oskarżony w postępowaniu wyjaśniającym odnośnie pisania prac za kasę.

De facto taki proceder nie miał w ogóle miejsca, no ale zostałem postawiony w złym świetle.

Osobiście jestem za trzepaniem kasy z idiotów - ale jeszcze bardziej, jestem za tym by częściej wyrzucać z uczelni - bo to co dzieje się w tej chwili, ten przepych właśnie w tym kierunku nas prowadzi.

Kompletnie nie czaję jak ktoś może nie chcieć skorzystać z satysfakcji zamykając własnoręcznie napisaną pracę... Tyle kawy, fajek pomiędzy kolejnym rozdziałem, tyle beznadziejnie złożonych zdań (nie mając badań nie wiem jak z resztą) - a tutaj po długiej, ciężkiej pracy coś co nadaje Ci wartość (po części autoteliczną) to coś na prawdę super musi być :-)

Zmierzam ku temu...
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Typowe. Coś teoretycznie jest przestępstwem i wszyscy wiedzą, że należy się za to ściganie, ale jeśli zapłacisz za to podatek, to uznamy cię za szanowanego członka społeczeństwa.
Chyba znalazłby się nie jeden zawód, który ma taką właśnie genezę zaistnienia "na rynku". I może to jest słuszne? Czy nawet regularne, bo zawsze tak było?

W związku z podobnymi myślami, niedawno naszło mnie nowe widzenie instytucji małżeństwa (niechcący, bo w Warszawie trzeba wydeptać wiele ulotek z wypiętymi kuprami pań, zanim gdziekolwiek się dotrze). Czy cena za współżycie, wyznaczana przez prostytucję, nie jest jedyną przyczyną zawierania małżeństw przez mężczyzn? Facet patrzy na tyłek kobiety i zwyczajnie kalkuluje, że mu się opłaca za to nie płacić. Jest "do przodu", zaklepując sobie partnerkę. I nic poza tym. Żadne myślenie (świadomość), że zaspokaja tym swoje potrzeby fizjologiczne, duchowe, emocjonalne, czy jakiś tam inne wzniosłe (ludzkie). Po prostu czuje się bystrzakiem ekonomicznym, zadowolonym, że umie "oszczędzać".

A z tą satysfakcją za własnoręcznie wykonaną pracę, to nie do końca tak (w moim przypadku). Patrzenie na faktyczne funkcje wykształcenia, świadomość, że więcej w nich upadlania jednych ludzi przez drugich, niż szukania prawdy, skutecznie odbiera satysfakcję ze zdobycia jakiegoś zaliczenia, świadectwa, dyplomu. Fałszywa filantropia nauki, wymyślanie dla niej opakowania dobroczynności na każdym kroku (np. obmyślanie celów jakiś badań, książek, które się uwidacznia, ogłasza, gdy każdy odbiorca, czytelnik wie, że chodziło albo o kasę, albo o tytuł naukowy lub posadę), nie sprzyja żadnej dumie z pisania samodzielnego. Jak mogę być dumna z własnego frajerstwa, ignorancji lub lub samo ogłupiania się, że nie wiem na jakim świecie żyję? Co innego duma z okłamywania zgodnie z formułą kłamstwa, w której cała nauka jest osadzona (mogę trochę przesadzać, bo ostatnio przygnębiły mnie przechwałki mojej szefowej, jaka z niej wybitna specjalistka od kłamania, bo przez rok szkoliła pracowników banków "jak okłamywać klientów" ). Kłamstwa pod względem intencji, a nie pod względem samych badań, wniosków itd.

Tym niemniej generalnie daje się zaczerpnąć satysfakcję z samodzielności pisania, o ile umie się (i chce) wykorzystywać otwierające się w procesie nauki nośniki informacji, do pisania pod prąd. A nie pisania tego, czego od nas oczekują (powtarzania tego, co już było powiedziane). Pisania od siebie, choćby dla tej jednej osoby, którą jest nauczyciel, zmuszony konwencją do przeczytania naszych wypocin.
Skasowanie sobie takiego nośnika na własne życzenie i jeszcze za pieniądze, to tak jak zamówienie braku osobowości.
Ze wstydu przed nią? A niby nie lubimy być maszynami, być traktowani jak maszyny...
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Jestem wkurwiona maksymalnie. Co tu narzekać na firmy usługowe jak mnie dzisiaj najnormalniej w pracy (na uczelni) zmuszają do wyprodukowania dwóch fałszywych dyplomów. Polecenie służbowe kierowniczki dziekanatu, która normalnie się ze mną o to kłóci w obecności nauczycielki, a sama dostała takie polecenie od Kanclerza na odprawie w pokoju dziekańskim... Całe moje szczęście że zdjęć tych oprychów nie mogą znaleźć, bo w biały dzień zrobiliby ze mnie kryminalistkę :twisted: Chyba pierdzielnę tą pracę, bo za dużo mnie to kosztuje...
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
FrancisBegbie
*****
Posty: 596
Rejestracja: sob cze 23, 2007 2:00 am

Post autor: FrancisBegbie »

U mnie afera wyglądała tak:
http://www.zycie.pl/informacje.php?regi ... 6l&nr=1101

A skończyla się tak:
- http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/ar ... /373915373

Całe szczęście jest trochę sprawiedliwości... może Tobie się uda?
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Trudno powiedzieć czy to przemyślna linia obrony (z góry założona), czy rzeczywiście rzecz miała być eksperymentem badawczym.

Pewnie sama bym takiego studenta broniła na miejscu prokuratury (przyjęła tłumaczenie za wiarygodne), bo strachu się najadł tyle, że wiele razy się zastanowi, nim miałby do tego wrócić - więzienie mogłoby być mniej skuteczne - a w gruncie rzeczy, to oferował jakiś nakład pracy, wysiłek do odsprzedania. Każdy śledczy, który dużo większe pieniądze (niż student dałby radę zarobić) musiał wydawać na korepetycje swojego dzieciaka, machnąłby na to ręką. Bo w imię czego? Szacunku do pracy nauczyciela? Jak kto się szanuje, tak jest szanowany.

Przy tym, sprzedawca towaru tak na prawdę nie musi nad tym rozmyślać jak wykorzysta go klient. Czy chleb będzie zjedzony (dobrze), czy wyrzucony na śmietnik (źle).

Takie samo myślenie przyjmuje sam nauczyciel. Jak uczeń nie skorzysta z tego, czego uczę, to taki cymbał będzie musiał jeszcze za to słono dopłacić, więc dlaczego ja miałbym się tym martwić.
Co innego (to już się nauczycielom mniej podoba), gdy pomysłowi uczniowie wybierają drogę na skróty i żadne tam douczki przez rok, czy kilka lat, żeby napisać coś samemu, tylko od razu samo opłacenie wypracowanka końcowego za ułamek tej kasy.
Żyjemy w świecie komercji, ekonomii, a ludzie umieją liczyć, nawet kiedy są analfabetami.
Na dodatek człowiek człowiekowi wilkiem i już mamy - umarł w butach! Żaden dupek, który nie ma pojęcia o uczeniu mnie i który chciałby tylko ze mnie doić na wszystkich frontach (i w państwowej pracy i na wolnym rynku i na czarno, jak mu się uda) nie będzie określał, że ja nie zasługuję na status równy jemu. Proste.
Ludzie ścierają się w tyglu własnych małości i plugawości, czasem w szoku, że coś przybiera aż taki obraz, ale to się nie bierze z niczego, bez zasiewu.

Można popaść w szok, że student odchodzi od atencji dla nauki... Że nie widzi, iż to jest wartość sama w sobie, a nie służąca dokumentowaniu pozycji. Ale kto dzisiaj zatrudnia kucharza za to że umie gotować, jak taki nawet nie nazywa się kucharzem, dopóki nie zdobędzie na to papieru? Można go wziąć na pomywacza za ćwierć ceny i dopiero kazać gotować. Zrobić z niego oszusta (jeżeli tą pensję mu podkręcić do kucharskiej), albo oszukać, i taka jest wartość jego wiedzy dla wiedzy. Taka jest wartość osoby, która umie cię wyleczyć, pomimo braku papieru na to, że to umie. Tyle zrobiliśmy z wiedzy dla wiedzy - przestępstwo. W każdym razie oficjalnie nikt jej nie potrzebuje. Żyjemy w systemie taryfikatorów, a nie treści.

Mi to spowszedniało.

Osobiście popadam w większy szok, kiedy to taryfikator (np. uczelnie) przypisuje sobie władzę nieograniczoną, co do prawa mianowania ludzi (nadawania tytułów) według jednego jedynego kryterium - czy mi się to opłaca. (Lewych dyplomów w ramach działalności uczelni nie wyrobiłam i według wszelkich danych, mam za to stracić pracę, jak w innym temacie.).

Czy dojdziemy do tego, że te wszystkie dyplomy przestaną się liczyć?
Powinniśmy do tego dojść, bo innej sprawiedliwości nie widzę!
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
Awatar użytkownika
A_miss
**
Posty: 6
Rejestracja: ndz kwie 05, 2009 2:00 am

Post autor: A_miss »

Pozwolę sobie zabrać głos w tej prawie, albo - w jej okolicach. Jako studentka V roku mogę szczerze powiedzieć, że jestem rozczarowana wszystkim tym, co kryje się pod nazwą "student". Jest to z pewnością w jakimś stopniu związane z tym, że jestem studentem zaocznym, ale mimo wszystko...

To, co nazywamy studiami - teraz, i co kryło się pod tą nazwą - kiedyś, jest nie do porównania.
Z opowieści mojej Mamy, możliwość studiowania kiedyś była przywilejem, czymś, co "dostawało się" za lata pilnej nauki, niejako w nagrodę. Student należał do elitarnaj mniejszości. Był kimś, kto studiował, czyli czytał, pytał, poszerzał wiedzę i horyzonty, kończył swą edukację pisząc samodzielnie pracę (w dodatku nocami przepisując ją na maszynie; w tym momencie doceniam komputery :) )

W tej chwili - zostać studentem - nic prostszego. Wystarczy byle jak napisać maturę (ściągnąć, co się da na pisemnej, na ustnej wykorzystać prezentację koleżanki z zeszłego roku i jakoś będzie), w końcu przecież i tak, jeżeli mnie nie przymją na Uczelnię Państową, jest milion - prywatnych, które "za niewielką odpłatnością" biorą wszystkich... Tych, którzy idą na studia, bo tak wypada, bo mama kazała, bo chcę uciec od wojska, bo chcę się wyrwać z domu, bo dziewczyna też wyjechałą, bo na studiach są fajne imprezy...
A sesja?! A co to takiego, no nic trudniejszego, niż matura: pościągamy, pokopiujuemy i jakoś będzie..
Osobiście do dziś jestem w szoku, po tym jak (chyba jako ostatni człowiek na ziemi :wink: ) dowiedziałam się, że na egzaminach moi Drodzy ściąga się z telefonu komókowego... - Nie! Nie za pomocą zestawu słuchawkowego, ale po prostu - napisany przez "jakiegoś kujona" i rozesłany mailem tekst w Wordzie, wrzuca się do telefonu, otwiera plik i pisze... pisze... pisze... dostaje się piątki, leci się na tym przez pięć lat, nie raz ze stypendium naukowym...

Matko Kochana!! I z czego ja mam się cieszyć? Że będę socjologiem, który pięć lat zakuwał do sesji, na koniec w ciężkich bólach rodził pracę, którą inny kupił, choćby na podanym na początku serwerze i pracuje teraz w zawodzie, bo miał wujka w CBOS'ie... ? A ja? Na zmywak w Londynie?

A pisanie prac przez wykładowców? Dla mnie - karygodne!
Już wystarczy mi, że moja Pani Promotor jest zajęta pisaniem własnego doktoratu... Jeżeli do tego miałaby pisać kilka prac magisterskich moim koleżankom z roku.. heh.. - śmieszne :???: .

Choć z drugij strony - wiadomo - nie ma popytu, nie ma podaży. Skąś się nam to wzięło...
vandererst

Post autor: vandererst »

Z jakiego¶ powodu jednak zamyka siê w Waszym kraju uczelnie, które nie trzymaj± ¿adnego poziomu. Artyku³ o tym pojawi³ siê w ostatnim numerze Przekroju. Jak dostanê gazetkê w swoje ³apki to wrzucê skan.

Pozdrawiam
Xylomena
*****
Posty: 544
Rejestracja: czw mar 22, 2007 1:00 am
Lokalizacja: Józefów
Kontakt:

Post autor: Xylomena »

Z którego kraju do Nas nadajesz? Dla jasności... (i przy okazji może być z tłumaczeniem tej cudzoziemszczyzny, co ją masz pod krechą :wink: )
Skończona ilość słów dotyczy tylko skończonej ilości uczuć
FrancisBegbie
*****
Posty: 596
Rejestracja: sob cze 23, 2007 2:00 am

Post autor: FrancisBegbie »

Mówiąc kolowkialnie:

niech udupią ludzi na maturze, to siłą rzeczy dużo uczelni upadnie, może poziom się zmieni i przede wszystkim nastawienie na lini student-studia.

Przydałoby się utrzymać wojsko zawodowe, co by nie uciekali z wojska w mury uczelni, oraz niech przestaną z tą UE wariować na punkcie podnoszenia wskaźnika wyższego wykształcenia w naszym kraju - bo to już jest przesada.

I.. powinno być lepiej :-)
vandererst

Post autor: vandererst »

Xylomena: Z którego kraju do Nas nadajesz? Dla jasno¶ci... (i przy okazji mo¿e byæ z t³umaczeniem tej cudzoziemszczyzny, co j± masz pod krech± :wink: )
Jak ju¿ pisa³em przy zapoznawaniu siê :wink: generalnie jestem zwi±zany z Francj±, bo tam moja rodzina z Kresów wyjecha³a, jak towarzysze polscy i radzieccy robili "repatriacje". Ale obecnie pracujê w polskim oddziale naszej firmy, aczkolwiek zatrudnia mnie oddzia³ niemiecki. Wiem, ¿e to mo¿e trochê pogmatwane, ale có¿ :wink:

A co do t³umaczenia, proszê bardzo:
Artyku³ 2 (Kodeks honorowy legionisty)
Ka¿dy legionista jest twoim bratem broni jaka by nie by³a jego narodowo¶æ, rasa czy religia. Wyra¿asz to solidarno¶ci±, która ³±czy cz³onków jednej rodziny.
Przez jaki¶ czas to by³a rzeczywi¶cie moja rodzina. :wink:

Pozdrawiam
ODPOWIEDZ